sobota, 1 marca 2014

#2 | cz.1 | Blue

Czasami wolę nie wnikać w to, co się z nią dzieje. Usłyszenie tego trzasku drzwi do jej pokoju daje mi przynajmniej pewność, że dotarła do niego i jest tam bezpieczna. Trudno pogodzić mi się z tym, że często też nie potrafię jej pomóc.. Westchnęłam głośno na samą myśl o tym co tym razem spowodowało, że moja przyjaciółka z powrotem zaszyła się w swoim kąciku. Powoli przemieściłam się z salonu do łazienki, po drodze zbierając rzeczy, które Carol wcześniej rozrzuciła. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że przez najbliższy tydzień nie będę w stanie nawiązać z nią żadnego kontaktu i sama zająć się swoimi sprawami. Odłożyłam stertę ubrań, wcześniej dokładnie je składając. Nagle poczułam, że nogi robią mi się jak z waty. Obraz zaczynał się pociemniać i rozmazywać. W ostatnim momencie zdążyłam złapać się blatu. Błądziłam na około jedną drżącą dłonią, aż znalazłam to, czego potrzebowałam. Pociągnęłam za metalowy uchwyt. Natychmiast odzyskałam świadomość o tym co się dzieje, kiedy krople lodowatej wody powoli zaczęły moczyć moją rękę. W sumie to chyba oznacza tylko jedno. W końcu muszę coś zjeść. Chlapnęłam sobie wodą w twarz, aby do końca się otrząsnąć. Nie zaszczycając mojego odbicia w lustrze ani jednym spojrzenia opuściłam łazienkę. Bez namysłu udałam się do kuchni, wcześniej jeszcze ubierając na siebie moje ulubione, stare, za duże dresy. Otworzyłam lodówkę pełną różnych rzeczy, które aż same prosiły się, abym je zjadła. Postanowiłam jednak, że idealna na tą porę będzie moja gigantyczna kanapka, która zazwyczaj towarzyszyła mi w samotne czwartkowe popołudnia jako obiad. Zaczęłam wyciągać po kolei potrzebne składniki i odruchowo układać je na wielkiej bułce. Nie wiem jak to możliwe, że czasami po prostu zapominam o śniadaniu, czy obiedzie, czy ogólnie jedzeniu. Przecież tak na prawdę nie ma nic lepszego niż to. Mogłabym nawet powiedzieć, że każdy element, który jest w miarę zjadliwy i da się go strawić oraz ma jakiś znośny smak mógłby zostać moim przyjacielem, chociaż to bardzo głupie..
*
Przez następne pół godziny zajmowałam się  powolnym jedzeniem tego co wpakowałam do mojej bułki. Pomimo tego, że nadal byłam szaleńczo głodna, powlokłam się do salonu. Opadłam wykończona na sofę, która dzisiaj wydawała się jeszcze wygodniejsza niż zazwyczaj. Kiedy tylko ułożyłam się wygodnie byłam pewna tego, że lada chwila sen przejmie nade mną kontrolę.  Zamknęłam oczy i odczułam ulgę. Marzyłam o tym, aby przyśniło mi się coś dobrego. Coś tak nierealnego, wspaniałego. Abym mogła przenieść się w jakieś inne miejsce. Odpłynąć.. Nie mam pojęcia czy dam radę funkcjonować tak jak teraz.. Latać wszędzie przez osiemnaście godzin, a spać jedyne pięć, nie mówiąc już o czasie wolnym. Te rozmyślania nużyły mnie jeszcze bardziej, co przyczyniło się do szybszego zaśnięcia. Odetchnęłam spokojnie i wtuliłam się w poduszkę, czekając na to, co tym razem wytworzy moja wyobraźnia i co będę mogła opowiedzieć Caroline, kiedy już dojdzie do siebie..
*

Spadałam i spadałam. Leciałam bez końca, tak jakby wszystko wokół mnie przestało istnieć. Widziałam tylko chmury. Usłyszałam cichy, męski głos, dobiegający gdzieś z dołu. Powtarzał ciągle jedno zdanie: "Jestem twoim niebieskookim marzeniem". Chciałam spadać szybciej. Szybciej znaleźć się przy moim marzeniu. Chciałam je zobaczyć. Chciałam go zobaczyć. Jednak im szybciej pragnęłam lecieć, tym bardziej zwalniałam, a przestrzeń wokoło mnie robiła się coraz bardziej ciemna. Usłyszałam kolejny głos. Ale on odezwał się tylko jeden jedyny raz. "Już niedługo.."

 Nagle zadzwonił telefon. Zerwałam się jak oparzona i szybko zaczęłam szukać natrętnie dzwoniącego sprzętu. Kiedy już go znalazłam i zobaczyłam kto próbuje się do mnie dodzwonić o tak późnej porze, zaczęłam panikować. Odebrałam.
-Kochanie, czy mogłabyś do mnie przyjechać? - usłyszałam słaby głos w słuchawce telefonu i bez namysłu, drżąc na całym ciele zaczęłam zbierać się do wyjścia. Może liczyć się każda minuta..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz